poniedziałek, 31 października 2011

priests and bitches party

było grubo, czyli kolejna z imprez cykliczno poganistycznych lubelskiej bohemy…
To przebranie uwierało mnie w szyjkę. Chyba za stary już jestem na mieszanie wina, wódki , łiski , marychy , viagry oraz bliżej nie zidentyfikowanych pochodzących z przypadkowych szklaneczek…. Na szczęście dupsko nie piecze (mnie), ale pozostały czarne dziury. Polecam Wam zabawę w rozgrzeszanie i naznaczanie pokuty… a jutro z zachowaniem pełnej powagi na groby bliskich, choć krówa w tym roku nie kupiłem nowego palta by na familii i znajomych wrażenie zrobić…

4 komentarze:

  1. A o co chodzi z tymi czarnymi dziurami? Gdzie one pozostały?
    Przebranie uwierało Cię w szyję, ale przynajmniej mogłeś bez spodni sobie pochodzić! :) Bo w sutannie! A pod sutanną spodni się chyba nie nosi?

    OdpowiedzUsuń
  2. Krówa, czarną dziurą nazywa się potocznie w slangu porn (anus), nie miałem sutanny, byłem klerykiem w spodniachach...

    OdpowiedzUsuń
  3. Oj, a czemu Gracjanka nie zaprosiliście na imprezę? Nie chciało wam się już rzygowin po nim sprzątać? ;)

    OdpowiedzUsuń