środa, 12 stycznia 2011

homossadoviv

Tak jakoś wspomniałem wielkie chwile sam na sam z mymi myślami…To było ładnych kilka lat temu , stacjonowałem w Izraelskim Tel Avivie. Czasem też pracowałem w nocy w knajpie przy plaży na pięknym wybrzeżu. Po skończonej pracy siadałem na piasku z plastikową szklanką wypełnioną piwem marki…xxx… , i patrzyłem na spokojne morze, wschodzące słońce – zawsze o tej porze w krajobraz wtapiały się wojskowe helikoptery lecące w stronę strefy G. Brakuje mi tych chwil, brakuje mi też spotkań na Jafo (stara część Tel Avivu) z arabami, mówili że po zmroku żydzi tu nie przychodzą – i faktycznie – sami kolorowi , paliliśmy wtedy takie smaczne papierosy , które sami skręcali. Jazda autobusem po mieście to był hardcore – gdy wsiadał arab ludzie nerwowo patrzyli się na siebie… i tak , gdy kilkaset metrów od mojego domu – na Allenby Street wysadził się jakiś biedny, zarażony religią człowiek zabierając gdzieś tam garstkę innych ludzi postanowiłem wrócić... Myślę że większość agentów MOssad-u to zboczeni homoseksualiści , na lotnisku gdy wracałem do domu koniecznie musieli mi zajrzeć pomiędzy pośladki w odosobnionym pokoiku, pod pretekstem że niby chodzi o to że wiza mi się już trochę temu skończyła - nie zaczaili sloganu "szczęśliwi czasu nie liczą", jeszcze gdyby sprawdzała to jakaś agentka:)

1 komentarz:

  1. tak mu wspomnienia odżyły, że zamówił butelkę takiego piwe, które pił tam... no i jako dodatek pizze... nie chciał wychodzić z domu...

    OdpowiedzUsuń